W zasadzie zawsze chciałem mieć Mercedesa S-kalsse. Jednak ze względów finansowych raczej zawsze pozostawało to w sferze marzeń. Dopiero w mniej więcej w styczniu 2000 roku podjąłem decyzję o ich urzeczywistnianiu. Zacząłem od analizy ;-) rynku, śledzenia ogłoszeń w internecie, a także analizy kosztów remontów.
Swojego W116 280SE szukałem przez dobre 6-7 miesięcy. W miedzyczasie rozważałem też zakup W126. W sumie nie było ich zbyt dużo do oglądania - mało ludzi je sprzedaje. Dostępne egzemplarze głównie dlatego były na sprzedaż, że ich silniki wymagały już poważnego remontu.
Nie można wierzyć w to co opowiadają ludzie, że benzynowy silnik M110 (280E) wytrzymuje bez remontu po 500.000km... Na podstawie własnych obserwacji i konsultacji z bylym (kilkanaście lat stażu) kierownikiem warsztatu w jednym z ASO MB, mogę powiedzieć, że silnik M110 po 300.000km nadaje się w zasadzie do kapitalnego remontu lub na złomowisko... Wiadomo, że nadal trochę bedzie działać, ale jego kultura pracy nie będzie lepsza niż silnika w [---] (wyrobach motoryzacji z okresu Polski Ludowej), i zużycie paliwa bedzie nie to, i oleju, i mogą się w takim silniku pojawiać dziwne problemy... jak np.obrócenia panewki.
Dodatkowo 80% silników które widziałem było przerobionych na gaz. Co prawda opinie specjalistów odnośnie gazu w starych Mercedesach są podzielone, ale akurat w wypadku M110 są raczej zgodne...
M110 jest dość skomplikowanym silnikiem, w którym wiele elementów wykonano ze stopów lekkich i poprostu nie można porównywać ich trwałości do Mercedesowskich silników diesla... Dodatkowo wszystkie W126 które były na sprzedaż w tym okresie, były już dość przechodzone i też było w nich wiele do zrobienia (porysowane nadwozie, korozja, tapicerka itp).
Wszystkie W126 ktore widziałem pochodziły z przed 1986r. Nowsze w zasadzie nie występują na rynku, albo są jeszcze dośc drogie.
Uznając że W116 znacznie bardziej mi się podoba, przeliczając koszty, porównując z W126... wybrałem W116.
Łącznie obejrzałem ich około 10. W końcu trafilem (przez przypadek) na to auto które ostatecznie w sierpniu 2000 roku kupiłem. Kosztowało niecałe 4kzł, a jedyną cechą która odróżniała go od innych egzemplarzy które oglądałem, było to, że już miał zatarty silnik, a tamte, często znacznie droższe (8-10kzl), jeszcze się kreciły (a różne znaki mówiły, ze może im się to samo zdarzyć w każdej chwili).
Poniżej można zobaczyć jak wyglądało moje W116 w dniu zakupu (w tle
W123 Ojca, a sam Ojciec akurat ukrywa się w bagażniku):
Od tego czasu zaczeły się remonty. Zostały podzielone na 4 główne etapy:
Obecnie zostały zrealizowane pierwsze dwa etapy prac. Trwa przygotowanie do dalszych. Niesetety o części do tego modelu jest jeszcze trudnej niż do W114, co znacznie opóźnia wykonanie remontu.
Poniżej zamieściłem zdjęcia z pierwszego etapu remontu po zdemontowaniu i
wycięciu zużytych elementów w postaci błotników i progów. Widok był
straszny ale zniosłem go z godnością ;-D :
A tu już wszystko wygląda troszeczkę lepiej:
A teraz jest całkiem nieźle:
Oraz zdjęcie będące ilustarcją do etapu drugiego (niestety nie mam zdjęć z
warsztatu). Z lewej strony stoi czekając na remont silnik M110 z ręczną
skrzynią biegów z mojego W116, z prawej kupiony na zapas silnik M110 z
automatyczną skrzynią z W123.
Poniżej: Silnik już zamontowany w nadwoziu - zdjęcia zrobione po pierwszej
jeździe. Chodzi jak zegareczek.
Rozpoczęcie trzeciego etapu reformy. Na początku wyglądało nieźle:
Ale potem było jak zwykle już tylko z górki:
Jednak szybko można było zacząć dostrzegać małe postępy:
Czy to jest postęp? W pewnym sensie tak...
Pasowanie ściany tylnej... a w zasadzie jej posiadanego kawałka.
Coraz bliżej końca...
...i po wyjechaniu z warsztatu.
W końcu, w lutym 2002, nastąpiła wiekopomna chwila odbudowania drzwi...
W listopadzie 2007r. rozstałem się z tym autem, przekazując go znajomemu, który zobowiązał się go odświeżyć i nadal o niego dbać.